Albert Willimsky. Życie dla prawdy. Teksty biograficzne, świadectwa życia, dokumenty
Albert Willimsky. Życie dla prawdy. Teksty biograficzne, świadectwa życia, dokumenty
Domosławski, Grzebałkowska, Grzywacz, Łazarewicz, Winnicka, Wójcik
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2025, str. 336
ISBN 978–83–8338–357‑6
Zbiór reportaży i szkiców, wydany w Poznaniu, dotyczący dziejów niemieckiego Rügenwalde – polskiego Darłowa w latach 1944–47, to kolejna ważka książka o wydarzeniach, które wówczas rozgrywały się nie tylko w tym pomorskim mieście, lecz na wszystkich ziemiach, odłączonych po II wojnie światowej od Niemiec i włączonych do Polski. Choć stanowią trzecią część naszego kraju, to w dwóch pozostałych ówczesne losy ich społeczności są prawie nieznane. Książki na ten temat publikują na ogół małe regionalne oficyny w niewielkich nakładach (vide „Zamęt” Jolanty Aniszewskiej). Ostatnio najwięcej mówiło się o monografii Karoliny Ćwiek-Rogalskiej „Ziemie. Historia odzyskiwania i utraty” (2024), wydanej w Warszawie. „Studium przypadku” był dla niej rodzinny Wałcz (niem. Deutsch Krone).
Czytelniczym (i promocyjnym) atutem książki „Jak zdobywaliśmy Pomorze” (w tytule czuć ironię, zwłaszcza w zestawieniu z podtytułem) jest fakt, że jej autorami są znani warszawscy publicyści i reportażyści, twórcy bestsellerów, a wśród nich Cezary Łazarewicz, rodowity darłowianin. We wstępie do książki czytamy, że jest ona „o pamięci, która długo nie mogła przedostać się do pamięci publicznej”, „historii, którą przez lata tłumiono (…) i mitologizowano”, „Niemcach, którzy nie chcieli wyjeżdżać”, „Polakach, którzy nie chcieli pytać”, o „nadziejach i tragediach, jakie towarzyszyły budowaniu nowego porządku na Ziemiach Odzyskanych”.
(Na marginesie warto tu dodać, że autorzy „Mrocznych historii” czerpali wiedzę m.in. z niskonakładowych i nienowych opracowań historyków regionu, np. ze szczecińskiej serii „Źródła do dziejów Pomorza Zachodniego”, prac niestrudzonego Jana Sroki ze Sławna, wspomnień uczestników i świadków zdarzeń. Odnotowali to w bibliografiach).
Książka pokazuje rzeczywistość odartą z pionierskich mitów. Artur Domosławski w otwierającym ją szkicu „Konkwista ziem przejętych i jej wykonawcy. Wypisy z kilku lektur” dał zarys czasu i miejsca zdarzeń, notabene określony już w tytule słowem „konkwista”. Opisał „dziki Zachód”: ucieczkę Niemców, samowolę żołnierzy sowieckich, masową zbrodnię, jakiej dopuścili się na kilkudziesięciu Polakach, wracających z niewoli, chciwość polskich szabrowników, strach, bandy maruderów, strzelaniny. Przedstawił działalność Stanisława Dulewicza, nauczyciela, poligloty, pierwszego polskiego burmistrza Darłowa, mianowanego na tę funkcję dlatego, że znał miasto. Wcześniej był żołnierzem Września ’39, więźniem kacetów, robotnikiem przymusowym w Rügenwalde, miał przyjaciół także wśród miejscowych Niemców. Historia tych ziem – zakończył Domosławski – „to wciąż wielki kosmos do opowiedzenia (…), zrozumienia, przyswojenia i wielu rewizji”. (Dodajmy: tak było, jest i będzie).
Losy mieszkańców Rügenwalde-Darłowa w apogeum wojennej hekatomby, powojennego chaosu i początkach spokoju (raczej: jego pozorów), opisały w podobnie zredagowanych opowieściach Marta Grzywacz („Idą Ruscy”), Ewa Winnicka („Raus”! Tylko dokąd?”) i Magdalena Grzebałkowska („Witamy w Derłowie”). Coraz bardziej gwałtowne wstrząsy, zapowiadające przełom er, zaczęły zagarniać miasto pod koniec wakacji 1944 roku wraz z transportami rannych żołnierzy Wehrmachtu i tłumami wycieńczonych uciekinierów z Prus Wschodnich, paniką, jaką wzmagały wieści o okrucieństwie armii, idącej ze wschodu, szaleńcze decyzje nazistowskich ideologów, samobójstwa przerażonych kobiet, mężczyzn, rodzin… Kto chciał żyć, ten albo uciekał (daleko nie mógł, bo Armia Czerwona nadciągała do miasta od zachodu, południa i wschodu), albo czekał na statki ewakuacyjne, mimo że na morzu topiły je sowieckie samoloty, bądź zostawał w domu, myśląc, że jeśli nikomu nic złego nie zrobił, to i jemu nie stanie się nic złego…
W kontekście takich zdarzeń Marta Grzywacz pokazuje losy kobiet, w tym nastolatek: Brigitte, Anity, innych, a Ewa Winnicka – dzieci: Erny, Horsta, Kurta…, odtwarza chaos końca wojny i początku jakiejś przyszłości w mieście, do którego ściągali szabrownicy, ledwo minął je front. Przychodzili uwolnieni z niemieckich obozów więźniowie, robotnicy przymusowi, przyjeżdżali wygnańcy z Kresów… Zło i nienawiść, wzbudzone i utrwalone przez wojnę, nie minęły z dnia na dzień…. Wrogów do jakiejś współpracy zmusił dopiero głód. Jesienią, przy żniwach, pracowali więc już razem: Niemcy, Polacy, Rosjanie, Ukraińcy. Kilkunastoletniego Horsta zatrudniła kolej, dając dziesięć złotych dziennie. W końcu nie był głodny…
Niebawem – jak wszyscy Niemcy – musiał wyjechać „za Odrę”. Droga do Szczecina i pobyt w obozie przed nową granicą na Gumieńcach (Scheune) były dla nich udręką. Granicę przejeżdżali z ulgą.
Czas mijał. W Darłowie Brigitte Witz poślubiła polskiego milicjanta i przyjęła nazwisko Brygida Jerzewska. Jej koleżanka wyszła za rosyjskiego oficera. Dziś pani Brygida ma 97 lat. Nie tylko w Darłowie jest darzona wielkim szacunkiem.
Powojenne początki miasta są w szkicu Magdaleny Grzebałkowskiej „Witamy w Derłowie”: niepewność Polaków, trudny los Niemców, którzy jeszcze w nim byli, uruchamianie szkoły, transporty nowych osadników, działalność UB, los niemieckiej matki i jej głodujących dzieci, którym pomagała Polka; w 1991 roku syn Niemki przyjechał do Darłowa i dziękował. Poruszająca jest historia niemowlęcia, znalezionego w ruinach. Nikt nic o nim nie wiedział. Nadano mu imię i nazwisko: Andrzej Darłowski.
W faktograficznym szkicu o „ukochanych dzieciach Hitlera” Michał Wójcik przedstawia aberrację Hitlera: monstrualnej wielkości działa Dora i Gustaw. Miały zapewnić tryumf Rzeszy, więc tysiące jeńców miesiącami budowały je w obozie pracy w Rügenwalde. Okazały się niewypałem. Cezary Łazarewicz w eseju „Zabrałem tylko wspomnienia” przypomina Karla Rosenowa, postać piękną i tragiczną, twórcę muzeum w Rügenwalde. Po wojnie chciał zostać w Darłowie. Gdy wyszedł z więzienia UB, w muzeum pod polskim już zarządem porządkował ocalałą część zgromadzonej przez siebie kolekcji. W lipcu 1947 roku musiał z rodziną wyjechać do Niemiec.
Książka, wydana przy wsparciu miasta Darłowo, jest kolportowana w całej Polsce. Mówi o powojennych dziejach miasta, które – jak ówczesne dzieje całych ziem zachodnich i północnych – należą do historii Polski. Jednak raczej teoretycznie, bo w całej Polsce wciąż są za mało znane. Są inne i dlatego trudne. Do wiedzy o współczesnej Polsce wnoszą też (znów: raczej teoretycznie) pamięć o swojej przeszłości niemieckiej, a np. we Wrocławiu także czeskiej. Bez wiedzy o tej ich specyfice, nie można zrozumieć ani ich, ani ich mieszkańców. Ani współczesnej Polski. Dobrze, że na ich temat powstają nowe prace, szukające odpowiedzi na trudne pytania. Następne pokolenia, oceniając przekazy naszego czasu, też będą pytać i szukać odpowiedzi.
Dodajmy jeszcze uniwersalną prawdę omawianej tu książki. Ona, opisując odarte z mitów losy mieszkańców Rügenwalde – Darłowa, odsłania skutki zła, jakim jest szowinizm: narodowy, etniczny, rasowy, nienawiść, agresja. Pycha, wojna, zemsta. Łatwo je wywołać, lecz skutków nie da się naprawić. Trzeba je zabliźniać.
Książkę dopełniają wyimki z dokumentów i kalendarium wydarzeń.
Bogdan Twardochleb
- Szkoda, że w książce nie zrezygnowano z paru uogólnień, dotyczących historii Księstwa Pomorskiego i Pomorza. Niewiele do niej wnoszą, a zawierają pomyłki.