Krzyk…

Krzyk…

Danuta-Romana Słowik

Wydawnictwo hogben, Szczecin 2024, str. 102

Wydano nakładem ZLP Oddział w Szczecinie. Seria: Akcent

ISBN 978–83–66060–84‑5

Do mieszkania Anny i Janusza, jej męża, głównej bohaterki „Krzyku…”, pisarki, malarki i żeglarza (mają już swoje lata), do „azylu ich prywatności”, pełnego książek, obrazów, modeli żaglowców, wdziera się przed południem zwyczajnego dnia – pod pozorem dostarczenia poczty – „czterech rosłych, na czarno ubranych mężczyzn”. Jeden, wymachując ponoć legitymacją przed oczyma, mówi, że są z policji kryminalnej…. Tak zaczyna się książka, która co prawda ukazała się rok temu, lecz niespieszny Adorator – i to w czasach, gdy bliźni na ogół się spieszą – przeczytał ją niedawno. Nie jest długa, choć mieści dwa utwory. Dotyczą tego samego zdarzenia. Tytuł pierwszego to „Krzyk… Przypowieść z leitmotivem”, drugiego – „Krzyk…. Dramat w trzech aktach”.

Danuta-Romana Słowik pisze powieści, opowiadania, opowieści, dramaty, wiersze, felietony, eseje, dzienniki. Jej debiutancką książką była rodzinna opowieść „Tułacze losy” (2011, 2017), „Krzyk…” jest dziewiątą. Pisarka pochodzi z Międzyzdrojów. W połowie lat 80. wyemigrowali z mężem z Polski, mieszkali w Nadrenii-Palatynacie, mieszkają pod Szczecinem. Jest laureatką nagród literackich (Kolonia, Szczecin), członkinią Związku Literatów Polskich, maluje morskie pejzaże, portrety, studia ludzkiego ciała. Z mężem podróżują, dużo żeglowali. Mocno są związani ze Szczecinem, także Stargardem.

Warto zauważyć ważną różnicę między wspomnianymi dwoma utworami, zamieszczonymi w jednej książce. Pierwszy jest opowieścią głównej bohaterki (narratorki), relacjonującej wypadki ze swojego punktu widzenia, przywołującej wypowiedzi innych postaci i oceniającej ich; drugi to dramat, a w nim, co wynika z istoty tego rodzaju literackiego, wszyscy bohaterowie wypowiadają się sami. Oba teksty są mocno osadzone w tradycji literackiej i tradycji kultury. Wskazują na to znaczące sygnały w podtytułach (przypomnijmy: „przypowieść z leitmotivem”, „dramat”), cytaty z „Procesu” Franza Kafki, zamieszczane w pierwszym, a w obu nawiązania do problemów i klimatu twórczości Kafki, Orwella, Barei. Tytuł książki i jej okładka przywołują ikoniczny „Krzyk” Edvarda Muncha. Termin „przypowieść” sygnalizuje, że jest to utwór, który – jak zaznacza Władysław Kopaliński – zawiera przesłanie, „odnoszące się do ogólnych prawideł egzystencji człowieka” i „postaw wobec życiowych przypadków”, a „leitmotiv” to motyw (topos) stale obecny w kulturze, powracający w różnych utworach i wersjach w różnym czasie.

To wszystko jest tym bardziej znaczące, że tłem akcji książki jest nasza współczesność, Polska naszych dni. Anna (w dramacie bezosobowo: Kobieta) tak charakteryzuje swoje poglądy: „Bliskie mojemu sercu są wartości takie jak WOLNOŚĆ (…), wolność słowa również, (…) nie wyobrażam sobie Polski poza Unią Europejską. Zawsze byłam szczęśliwa, że żyjemy w Europie bez granic, że w demokratycznym państwie będziemy żyć spokojnie i sprawiedliwie. Bardzo wrażliwa jestem na wszelakie przejawy łamania prawa, praworządności, praw człowieka, a w szczególności praw kobiet, spychania nas na drogę wyjścia z Unii Europejskiej, skłócanie (…) z całym demokratycznym światem. (…). Nie chcę, żeby nasz kraj stał się autorytarny”.

Bohaterka mówi to dziennikarzowi, relacjonując w kawiarni wydarzenia i przeżycia, związane z akcją „czterech rosłych”, którzy w pierwszym akcie dramatu występują jako Obcy. Opowiada o rzuconym na nią posądzeniu, potem przesłuchaniu, o rzeczywistości jak z „Procesu” Franza Kafki, wywołującej machinalny krzyk.

Krzyk protestu? Strachu? Przerażenia? Bezradności w chwili emocjonalnej reakcji na rzeczywistość dzisiejszej polityki (?), wyrwania z surrealistycznego, złego snu (?), czy też nagłej refleksji o człowieczej historii i kulturze, które podszeptują: „Nihil novi sub sole” („Nic nowego pod słońcem”)? Tę rzymską sentencję przywołuje Róża Czerniawska-Karcz w motcie wprowadzenia do książki.

Co więc dzieje się po wtargnięciu Obcych – ubranych na czarno funkcjonariuszy do „azylu prywatności” Anny i Janusza? Przeszukują szafy, szuflady, zakamarki nie wyjaśniając powodów najścia, nie mając nakazu rewizji, bo – jak mówią – w tym wypadku mieć go nie muszą. Potem zestresowaną, wystraszoną kobietę sprowadzają z mieszkania do jednego z dwóch cywilnych, „wypasionych” aut, którymi przyjechali, zawożą do komisariatu (mąż taksówką jedzie za nimi), gdzie „funkcjonariusz (…), sprawiający wrażenie szefa grupy”, sprawdza jej dane. „Z cynicznym uśmiechem” komunikuje, że pewna bezdomna kobieta oskarża ją o to, że w pierwszym dniu Wielkanocy okradła ją w mieście. Podała jej rysopis, adres zamieszkania, rozpoznała na zdjęciu… Anna zaprzecza. Mówi, że pierwszego dnia świąt była z mężem w domu. Co więc nastąpi teraz?…

O czym jest książka Danuty-Romany Słowik? O zdarzeniu wydumanym, nierzeczywistym, o śnie? O wiecznym zmaganiu się sił mrocznych i jasnych, o tym, że „nic nowego pod słońcem”?

Czy też o lęku przed chaosem dzisiejszego świata, z czego mogą brać się i biorą nasze złe sny, lęki i absurdalne sytuacje, rzeczywistość jak z Kafki, Orwella, Barei?

Czyli że „Krzyk…” jest o naszym świecie, o nas, Polsce…?

Bogdan Twardochleb