Ocalić od zapomnienia…

Ocalić od zapomnienia…

Wojciech Rapa

Szczecińska Agencja Artystyczna, Szczecin 2024, str. 240

ISBN 978–83–937832–8‑1

Książka przypomina sylwetki muzyków i animatorów sceny muzycznej, których drogi życiowe już się skończyły, a którzy tworzyli 80 lat dziejów życia muzycznego w Szczecinie i regionie. Jej autor, Wojciech Rapa, współtwórca powstających w latach 60. XX wieku, a pierwszych w Polsce beatowych zespołów młodzieżowych, czynny do dziś muzyk sceny rockowej, bluesowej, jazzowej, wokalista i kompozytor, opublikował wcześniej sześć książek, poświęconych różnym aspektom tych spraw. W najnowszej zebrał biogramy ludzi, z którymi koncertował, przyjaźnił się, których cenił i podziwiał.

Jest to książka w dużej mierze wspomnieniowa, miejscami sentymentalna, a przez to bardzo autentyczna. Autor, wyjaśniając przyczyny jej napisania, zaznaczył we wstępie: „Uczyniłem to! Ponieważ nikt do tej pory tego nie zrobił. Byłoby żal, gdyby to wszystko, o czym piszę, zapadło w wielką czeluść zapomnienia”. Anna Lemańczyk, dyrektor Szczecińskiej Agencji Artystycznej, podkreśla, że „historia powojennego Szczecina złączona jest nierozerwalnie z rozwojem polskiej zachodniopomorskiej kultury muzycznej, w tym także muzyki jazzowej, bluesowej, popularnej i rock’n’rollowej”. No tak: big-beatu!

Szczecin był jednym z najważniejszych ośrodków w Polsce, w których zaczynał się big-beat. Ówczesna władza obserwowała go podejrzliwie. A zaczynał się w mieszkaniach i na podwórkach przy ulicach Pocztowej, 5 Lipca, Jagiellońskiej, w tamtejszych piwnicach i warsztatach, gdzie kilkunastoletni marzyciele strugali gitary elektryczne, „uzbrajali” je, czym mogli i… grali! Spotykali się w legendarnej kawiarni „Sorrento”, szukali poufnych kontaktów z marynarzami, którzy przywozili z Zachodu płyty z bezcennymi nagraniami m.in. grupy The Beatles, wyławiali muzykę spośród trzasków Radia Luksemburg i zagłuszanej Wolnej Europy (słynne „Randez-Vous o 6.10”)… Aż wreszcie przyszedł niezapomniany Festiwal Młodych Talentów (jego głównym sprawcą był Jacek Nieżychowski), a po nim skromniejsze „Spotkania z piosenką” w zamku. Jednak polskie życie muzyczne zaczęło się w Szczecinie trochę wcześniej, tuż po wojnie. Wojciech Rapa pisze o tym w krótkim szkicu „Muzyczny powojenny Szczecin”.

Zasadniczą część jego książki otwiera obszerny biogram Jacka Nieżychowskiego – opowieść o „człowieku o wielu twarzach, barwnym, ważnym”. To on zakładał w Szczecinie operetkę (dziś to Opera na Zamku), zwoływał i promował młode talenty, grał w Silnej Grupie pod Wezwaniem itd., itp. Następnie jest sylwetka „polskiej królowej twista” – Heleny Majdaniec, za nią inżyniera od betonów, muzyka i dyrygenta – prof. Jana Szyrockiego, dyrygenta, felietonisty, motocyklisty Waleriana Pawłowskiego („Walusia”), Zygmunta Rychtera – kompozytora, chórmistrza i dźwiękowca (pracował m.in. przy filmach „Lalka” i „Potop”), red. Leona Jarzębowskiego z Polskiego Radia i red. Stanisława Modelskiego (to historia jazzu od klubów studenckich i pierwszej audycji o jazzie w ogólnopolskim radiu), dalej Mikołaja Szczęsnego, który przywrócił Szczecinowi m.in. twórczość Carla Loewego, a Stargardowi przypomniał choćby jednego z potomków Jana S. Bacha i miejską orkiestrę symfoniczną. Rapa opisuje drogi Wojciecha Ernsta, który mieszkał na szczecińskim Pogodnie, grał na trąbce i klawiszach, a w latach 1974–1977 koncertował ze szwedzką grupą ABBA, potem Henryka „Fabiana” Sawickiego, lidera młodych, zbuntowanych szczecinian (któż nie znał jego przeboju „Napiszę do Ciebie z dalekiej podróży”!), Stefana Lubowskiego – pianisty, Pawła Gruenspana – frontowego żołnierza, Żyda z pochodzenia, kompozytora i pianisty, muzyka m.in. kwintetu Krzysztofa Komedy, a potem, gdy słabł mu wzrok, samotnego pianisty szczecińskich kawiarni. Są w książce sylwetki Włodzimierza Szwajczuka i Mieczysława Kwiczały – współtwórców jazzowego Big Bandu Stargard, Grzegorza Grzyba – perkusisty ze Stargardu, Marka Jasińskiego – stargardzianina, jednego z czołowych współczesnych kompozytorów polskich. Jest obszerny biogram popularnego tuż po wojnie piosenkarza Tadeusza Millera – żołnierza Września ’39, który zginął w 1947 roku w wypadku motocyklowym, czy też Ditty Triebe van Hoppe (pochodziła z rodziny toruńskich Niemców), najpopularniejszej w latach 60. w Szczecinie piosenkarki, jest wiele innych. Wszystkich nie da się tu wyliczyć.

Do cennej książki Wojciecha Rapy niejeden z Czytelników mógłby dodać niejedno nazwisko, czy też dopełnić niejeden biogram własnymi przypomnieniami. Książka domaga się rozwinięcia. Dobrze byłoby, gdyby powstał biograficzny leksykon zachodniopomorskiego życia muzycznego. Przydałby się.